czwartek, 27 grudnia 2018

Święta, święta i po świętach :)

               Witajcie Kochani.

 Za ten wpis muszę podziękować swoim synom. Oliwierowi i Tomaszowi.
A dlaczego?
 Zaczęło się od ubierania choinki. Ma się w głowie jakąś tam wizję etc. Też takową miałam, ale czym że ona jest w porównaniu z kreatywnością mojego syna. On sam powybierał sobie miejsce i gałązki na piękne, ręcznie robione gwiazdki przez pewną Beatę, zdecydował, że to on będzie kreował wizerunek tegorocznego drzewka.
Przyznam, że wyszło mu świetnie. Mnie mówił, gdzie powiesić ozdoby na wyższych partiach.


 Zaczęłam uzmysławiać sobie wreszcie, że to takie szczegóły przywołują ducha świąt. I to one budują wspomnienia, które po latach gdzieś tam, w samotnych chwilach wyciskają łzy.
 Pierogi. Oliwier zrobił farsz. Ruskich już nie ma. Z kapustą i grzybam ( umówmy się, to pieczarki ;) ) i schowałam bo to na wigilię :).
 Moje starsze dziecko dzielnie kroiło kapustę i było zadowolne. Tak człowiek na to patrzył i ukradkiem wycierał nos, że niby to przez cebulę.
Potem ciasto. A niech je sobie wyrabiają z góry na dół, w każdą stronę.
Pfff, że podłoga brudna - mopa mam.
 Zofia z boku coś pomaga, instruuje.
Niech się zapisuje na stronach wspomnień każde z jej słów.
Wspomnienia jak to było u nich, czy nawet za czasów mojego dzieciństwa.
 To niedowierzanie w oczach moich synów, kiedy opowiadamy, że po kiełbasę szło się do skrytki czy na strych a nie do sklepu.
Po jajka do kurnika, po grzyby suszone na strych, po ziemniaki do piwnicy a po kapustę kiszoną do beczki.
 Jak to możliwe.
A tak to, że ja córka rolników z dziada pradziada jestem.
Tylko drzewko trzebabyło od leśniczego kupić.
 Pachniało podobnie jak to, które mam w salonie.
Duże, ozdobione tym co było. Te wszystkie bombki były takie inne niż teraz.
Zwykle szklane, dmuchane w polskiej fabryce za czasów różnych tam. Nie z Chin czy innych takich.
Ale, ale jak już wyżej wspominałam, posiadam sporo ręcznie robionych ozdób, które wykonałamoja koleżanka.



Piękne są.
No i moje urwisy też przyłożyły rączki do ozdób.

W między czasie przyjechał brat mojej mamy.
Powspominaliśmy trochę.

Z totalnej beznadziei, związanej z brakiem radości na święta jest coraz lepiej.
 Zapachy, rozmowy, gotowanie, piosenki.
Kevin ;)
  I święta przeminęły.
Brzuszki bolały z przejedzenia.
Dzieci moje po wigilii pojechały do taty i drugiej babci.
Ale najważniejsze, że było fajnie.
Teraz trzeba podojadać wszystkie smakołyki, odchorować wodę ognistą.
Ach co to były za fantastyczne święta.
Bo z rodziną!!!
 Drugi dzień świąt to już z totalnym przytupem był.
Szwagier mój urodziny 40 obchodził.
Ludzi pełen dom, gwar nieustający.
  I to jest najpiękniejsze. To spotkanie.
Dyskusje rodzinne.
Śmiech dzieci, biegające, tuptające wszędzie pociechy nasze.
Wznoszone toasty.
Ach te święta :)
 A tutaj mój chrześniak :)
Rozpracowuje prezenty :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz