niedziela, 10 marca 2019

Czy pozytywna autoprezentacja to...zło?

                                                                     Witajcie Kochani.


 Na wstępie tego wpisu chciałabym zaznaczyć, że do jego napisania natchnęła mnie opinia z pewnej przy sądowej instytucji.
 Sporządzono ją do rozwodu.
Wcześniej było to rok temu a ostatnio w lutym.
 I tam jest napisane, że " Bożena K-M jest nastawiona na pozytywną autoprezentację".
I nie moi mili. To nie jest w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Sądzę, że napinano tak po to , żeby zwrócić uwagę sądowi, żeby mi się baczniej przyjrzeć. Bo badały mnie dwie smutne panie, które chyba zapadły się w swoim zawodzie tak, że byłam dla nich jednym z produktów taśmowych.
 Ale... Mamy w pamięci, że ukończyłam kierunek psychologia zarządzania, na którym wiele mnie na ten temat nauczono.
Przytoczmy definicję pozytywnej autoprezentacji, jest to ogólna definicja, którą znalazłam między innymi w swoich notatkach.

Jest to podstawowy warunek udanych kontaktów osobistych i zawodowych.
W jej składowe wchodzą : uroda, wygląd zewnętrzny, czystość ( paznokcie, włosy, ubranie), panowanie nad emocjami lub jego brak, entuzjazm, kreatywność, wiedza, doświadczenie.Jak jesteśmy nastawienie do ludzi. W jej składową wchodzi tak zwana inteligencja emocjonalna. Jest to jakby sposób kontrolowania w jaki postrzega Cię społeczeństwo.


I najważniejsze. Pierwsze wrażenie.
Ono powstaje już w pierwszej minucie podczas spotkania.Uczono mnie przez kilka lat, że powinno się wypaść dobrze. Między innymi jest to okazywanie szacunku drugiej stronie.
Moi kochani wygląd stanowi 55 % tego jak wypadniemy, potem jest głos , kolejno treść.
Niestety od zawsze wygląd byl na pierwszym miejscu. Nawet tysiące lat temu te lepsze, ładniejsze jednostki miały szanse na rozmnożenie.
Ale o tym musicie doczytać.

Gdy kogoś poznajemy, postrzegamy go pod następującymi względami:
Jest to rasa, płeć, wiek, wzrost, wyraz twarzy, ubranie, ruchy, postawa.


 Wracając do mnie.

Byłam ubrana w białą, czystą, wyprasowaną bluzkę. Elegancką, zakrywającą praktycznie wszystko, optycznie zmniejszającą biust, dopasowaną. Kolejną częścią garderoby była czarna, ołówkowa spódnica , oczywiście czysta i wyprasowana. Dopasowana do ciała, nie obcisła.
Buty czyste, lśniące szpilki ( na przebranie wzięłąm inne).
Do tego rajstopy w kolorze czarnym co optyczne wydłużało nogi bo i buty były czarne.
Według mnie strój był wyważony, spokojny i okazujący szacunek drugiej osobie.
Makijaż podkreślający oko, twarz wymodelowana ale bez mocnych akcentów. Na ustach brak szminki. Włosy związane ciasno w koński ogon. Mój wiek to 35 lat.

Rozmawiały ze mną kobiety.
Jedna w szarej sukience, bez makijażu, włosy krótkie. Wspierająca się o lasce. Bardzo nieuprzejma. Rzekłabym, że dość zaniedbana. Jednak ubrana czysto. Wiek około 55 lat.

 Druga to kobieta w moim wieku. Zadbana. Włosy farbowane ale strasznie źle, do ramion. Ubrana w spodnie i sweter. Była również bardzo nieuprzejma.

  I do czego dążę. Nauczona doświadczeniem życiowym chciałam wyrazić szacunek do osób, które będą mnie badały.
Białą bluzka miała wskazywać, że  spotkanie z nimi jest dla mnie ważne.
Moje wysławianie się oraz proste i zwięzłe odpowiedzi miały na celu szybkie zakończenie.
Makijaż miał wyrównać rysy twarzy a wzrok, który nie uciekał miał, wskazać, że się nie boję.

   Na badaniach wyszło, że jestem autokratywna, mam tendencję do dominacji i jak wspomniałam wyżej NASTAWIONA na pozytywną autoprezentację.


  Czyli gdybym przyszłą w spodniach, swetrze i bez makijażu byłabym normalna?
Gdybym bełkotała i mówiła" eee tego, no tego, no tego eeeeee" byłabym normalna?
Zapewne gdybym spuściła wzrok i okazałą im poddaństwo byłabym idealna. 

  A może powinnam rzeczywiście udawać jakąś biedulkę, która boi się własnego cienia?
  Gdybym miała to powtórzyć to dalej byłabym sobą.

 Bo lubię się ładnie umalować, ładnie ubrać i mówić częściej to co myślę a gdy spotykam ludzi głupich to nie mówić najlepiej wcale.
 A tę smutną panią z ośrodka chciałam zgłosić ale uznałam, że to może była zabawa w złego i dobrego psychologa. Nie wiem.








6 komentarzy:

  1. Wydaje mi się, że najlepiej po prostu być sobą. Ja się nie maluję. Pewnie jestem jedną z tych osób, które okreslilabys jako "zaniedbana, ale czysta" :) no i generalnie mam wywalone, też nie mam zamiaru się zmieniać, bo to mi pasuje na razie.a jak z tym rozwodem Ci idzie? Już po rozprawach?

    OdpowiedzUsuń
  2. Już wolna. I poszło po mojej myśli.
    I masz rację warto być sobą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Warto być sobą, z tym wszystkim co w duszy gra. :)
    Szkoda tracić zycie na chowanie się za innymi.
    Więc i ja żyję tak jak chce, żeby sobie nigdy niczego nie móc zarzucić. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam uważam że najlepiej być sobą :) Być najlepszą wersją samej siebie :) Osobiście mam gdzieś opinię innych na mój temat :) Jestem jaka jestem i taka mam zamiar pozostać :)
    A Ty wyglądasz bajecznie ! <3
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Spotykając człowieka z automatu przypisujemy mu jakieś cechy. Ty masz świadomość swojego wyglądu i zachowania, a to, że taka sytuacja nastała może być dobrą historią na przyszłość
    https://maaddami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Dżizus. Ale spotkanie- współczuję bo to spotkanie chyba do najmilszych nie należało. Nigdy nie słyszałam o czymś takim jak pozytywna autokreacja...ciekawe...
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń