" Czyń dobro i nie
zapomnij zebrać łusek " - ta sentencja jest ostatnio blisko mnie. Wcale
nie dlatego, że jestem taka wspaniała i dobra. Ja zaczynam widzieć prawdziwe
oblicze ludzi i wiem, że sporo tu na ziemi jest Aniołów.
Jakiś czas temu spotkała mnie
zawodowa tragedia bo nie podpisano mi badań w pracy. Nie należę do osób,
które szybko się załamują niemniej jednak wówczas zlazłam się nad przepaścią.
Tyle lat w jednym zawodzie, który kochałam i nagle taki cios.
Wracając do meritum. Wykonałam
telefon do swej szefowej. Ona odesłała mnie wyżej. Umówiłam się na
rozmowę. Rozmawiałam z bardzo dobrą, miłą osobą. Nie znałam z stamtąd prawie
nikogo ale w czasie tej rozmowy ona mi dała nadzieję. Słyszałam w tle delikatny
trzepot skrzydeł ale może to był trzask na linii...
Wreszcie nadszedł dzień spotkania z szefem mojej organizacji. Rozmawiałam z nim już kiedyś i pamiętam, że był pod wrażeniem uścisku mojej dłoni. Tym razem było to samo. Być może to żart ale ja wiem, że jest dość mocny. Weszła ze mną wspomniana wcześniej Pani, z którą to rozmawiałam przez telefon. Wszystko potoczyło się tak, że nikt mnie z pracy nie zwolnił. wręcz przeciwnie. Miałam do niej wrócić już kolejnego dnia. Co prawda na innych warunkach ale miałam zatrudnienie. Leżało tam małe piórko.
Białe...
Podczas półtora roku zdążyłam
zaliczyć dwa kursy, szkolenie. Zaprzyjaźnić to może za wielkie słowo ale
polubić połowę ludzi, przesłać i otrzymać tysiące uśmiechów i tysiące
dzień dobry. Parłam do przodu jak szalona. I udało się. Jestem w dość ciekawym
zawodowo miejscu. Znowu studiuję.
Od dłuższego czasu w nietypowych miejscach znajduję białe
piórka.
I cały czas wierzę, że może być tylko jeszcze lepiej.
Jedni nazywają to przyciąganiem, drudzy samospełniającą się
przepowiednią, kolejni boską ingerencją.
A ja wierzę we wszystkie te teorie.